poniedziałek, 13 stycznia 2014

System oceniania na Wpieprzamy

„Wszystko płynie” – jak zauważył starogrecki mędrzec, a „to, co płynie podlega nieustannym ocenom” – chciałoby się dodać. Oceniamy wszystko: od pogody, przez jakość szczoteczki do zębów, aż po stan trzeźwości wujka Zdziśka na imieninach u ciotki Hanki. Od poczęcia, aż do śmierci towarzyszy nam wartościowanie posunięte do granic absurdu: „Czy nie było lepszej pępowiny i wygodniejszego brzucha?”, „Sosna, wiśnia, czy tektura - jaką trumnę dla siebie wybrać?” Powyższe dotyczy oczywiście także jedzenia we wszelakiej postaci, czego dowodem nasz mały blog.

Jeśli czytacie nasze teksty do samego końca, zapewne zauważyliście, że wystawiamy produktom oceny w skali od 1-10. To powszechnie stosowany i bardzo uniwersalny sposób oceniania (system ocen szkolnych źle się kojarzy, a system procentowy 1-100% jest mało precyzyjny), gdyż z pewnością sami intuicyjnie czujecie, że produkt, który otrzymał notę 7 jak najbardziej zasługuje na spróbowanie, natomiast od wyrobu ocenionego na 2 lepiej trzymać się z daleka. Aby jeszcze bardziej ułatwić Wam odbiór naszych recenzji, zdecydowaliśmy się na wzbogacenie naszego systemu ocen drobnym elementem deskrypcyjnym, czyli prostym opisem wskazującym na to, co dana ocena oznacza.

1 – produkt absolutnie niejadalny, od którego należy trzymać się z daleka. Do buzi można wprawdzie włożyć wszystko – gwoździe, szlifierkę spalinową, podeszwę starego buta, ale w niektórych przypadkach naprawdę nie warto próbować – zaufajcie nam. Ktoś z nas musiał w końcu spróbować tego „wyrobu”.

2 – spożywać tylko w obliczu groźby śmierci głodowej. Coś pomiędzy martwym zwierzakiem zdrapanym po dwóch tygodniach z międzystanowej, a napojem cytrynowym z Biedronki w cenie 49 groszy z dwa litry. Jeśli doszło do katastrofy lotniczej i jesteś na pustyni/lodowcu i zjadłeś już współpasażerów, możesz spróbować zjeść i to. Powodzenia!

3 – można to jeść, ale radości z tego tyle co z siedzenia w okopie pod Moskwą w zimie 1941 roku. Produkt ma jakiś smak – to niewątpliwy plus – ale ów smak działa na jego niekorzyść, a to diametralnie zmienia postać rzeczy. Jedz, gdy masz za dobry humor i chcesz zapodać sobie nieco dekadencji.

4 – rzecz jadalna, ale coś w niej mocno irytuje, nie pozwalając cieszyć się konsumpcją. Jak ta dziewczyna ze świetną figurą i żywym, inteligentnym dowcipem, która ma niepokojącą, sadystyczną skłonność do walenia znienacka młotkiem w krocze, albo (w wersji dla kobiet) – przystojny i inteligentny chłopak, który od dziecka marzył o byciu śmieciarzem i chce ten zawód wykonywać do końca życia.

5 – rzecz przeciętna, jak typowe, rodzinne, niedzielne popołudnie przy suchym ciastku i Familiadzie. Nic nie przeszkadza, wszystko chrupie tam gdzie ma chrupać i smakuje tam gdzie ma smakować, ale kubki smakowe nie krzyczą: „jeszcze, daj mi jeszcze!”, tylko patrzą z pretensją, że pożałowałeś grosza na coś smaczniejszego.

6 – jedzenie tego można już zakwalifikować jako przyjemne. Wiadomo – szału nie będzie, „strefy jedzeniogenne” w jamie ustnej nie zostaną podrażnione, ale po wszystkim, można już pomasować się po brzuszku i bez grymaszenia sięgnąć po więcej.

7 – czysta przyjemność. Powyżej tej noty zaczynają się już produkty, które przyczyniły się do wprowadzenia do języka polskiego sformułowań w rodzaju: „Ale się nażarłem… Chcę jeszcze!”. Produkt zjada się ze smakiem i z przyjemnością.

8 – wyższa kategoria przyjemności. To już jest naprawdę dobre! Zestawiając to z niemiecką bronią pancerną (jeśli nie wiesz o co chodzi, na pewno masz w pobliżu siebie rudego okularnika, który Ci to wytłumaczy), to jeszcze nie Tygrys, ale już Pantera. Z takim samym wdziękiem i sprawnością sunie przez układ pokarmowy, miażdżąc wszelkie wątpliwości i dając ogrom radości!

9 – jak obiad u Mamy po dziesięciu latach żywienia się w stołówce studenckiej – cudo! Gdybyś napotkał chatkę zbudowaną z tego produktu, zżarłbyś ją całą, nie bacząc na wizję niestrawności i ścigania przez nadzór budowlany. Smak tego cuda powoduje, że warto żyć, pracować i zarabiać, żeby można sobie było tego kupić więcej.

10 – przysłowiowe „niebo w gębie”. Ambrozja skradziona bogom i podarowana śmiertelnikom. Takie produkty trafiają się niezwykle rzadko, albowiem żeby stworzyć coś takiego trzeba lat badań, doświadczenia i potężnej dawki szczęścia. Będziesz chciał sprzedać narzeczoną na Gumtree, żeby móc pójść po większą ilość do spożywczaka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz